“Tam, gdzie wszystko się zaczęło…” – 25.06.2012

Działo się, ojj, działo w Jaśle! W rodzinnym mieście Michałowi nie zabrakło ani lokalnej publiczności, ani zagorzałych fanów, ani przede wszystkim energii i dobrego humoru. Serdecznie dziękujemy za wspaniałe artystyczne doznania i szaloną zabawę.

I… do zobaczenia za tydzień w Wysokiem Mazowieckiem!

Za nami kolejny Szpaczy koncert, tym razem w miejscu, „gdzie wszystko się zaczęło”, czyli rodzinnym Jaśle. Jasło nie zawiodło i choć może nie były to owe dzikie tłumy, które rok temu towarzyszyły Michałowi, a potem przewróciły jego namiot, to mieszkańcy licznie stawili się na rynku, by posłuchać Szpakuli – po raz pierwszy po XF w Jaśle z zespołem. Oczywiście nie zabrakło równie fanów przyjezdnych, którzy szczelnie obstawili pierwsze rzędzy ;D Na dwie godziny przed planowanym występem przebicie się pod barierki stało się niemożliwe.

Ekipa OFC mogła pochwalić się nowym, profesjonalnie wykonanym bannerem z napisem „Szpuck’n’roll” oraz kolorowym, ptasim logo, który to transparent dumie zawisł na barierkach.

Przed Michałem występował pochodzący również z Jasła Mateusz Mijal wraz z zespołem Chłopacy. Hmm, cóż rzec… Niby głos w porządku, niby ich piosenka ma być w najbliższym czasie puszczana w RMF, ale dziwnym trafem gość w dżinsach i koszuli w kratkę, śpiewający piosenke o Góraleczce w ogóle do mnie nie trafia. Jednak co Szpaczy show, to Szpaczy show! Ma być power, tańce-wygibańce i szalone ciuchy! ;D

Dobra, do rzeczy… Występ Michała rozpoczął się po 19-ej, gdyż po występie Chłopaków, zespół Misza musiał zainstalować swoje sprzęty. Ale jak już się zaczęło, to zaczęło się na full – tradycyjnie od „Rewolucji”. I po raz pierwszy zdarzyło się, że gdy na scenę wyszła jedna z organizatorek, by zapowiedzieć występ, padła nazwa Whiplash J Zwykle mówione jest „Michał Szpak” lub „Michał Szpak z zespołem”, a tutaj – w mateczniku bandu – powiedzieli „Michał Szpak z zespołem Whiplash”. Pozdrawiamy chłopaków serdecznie!!!

Szpacza stylizacja była identyczna jak ta w Krotoszynie – zabrakło tylko pierzastej maski przytrzymującej woal na twarzy oraz… czarnych legginsów pod flędzlowanym kostiumem, co sprawiało, że kreacja stała się bardziej prześwitująca 😉 Ale ciepło było, atmosfera też gorąca, zatem wszystko pasowało 😉

Repertuar znajomy z poprzednich koncertów, z małym wyjątkiem, o którym niżej. Ale najpierw o głosie Michała. Przez ostatnie dni straszył wszystkich anginą i zapowiadal nawet, że będziemy musieli śpiewać za niego. Nic takiego nie było potrzebne (choć wspólnego śpiewania nie zabrakło, to jasne ;)), głosisko brzmiało pięknie i czysto, muszę przyznać, że lepiej niż w Czeladzi, czy nawet w Krotoszynie. W użyciu były również dwa mikrofony, jeden modulujący głos, ale wszystko to na zasadzie urozmaicenia i delikatnego nawiązania do klimatów EP-ki.

Michał zaskoczył wszystkich, gdy po „Tears in heaven” powiedział, iż kilka dni temu był na koncercie, na którym występowali gitarzyści Dżemu i Oddziału Zamkniętego, rozmawiał z ludźmi i został poproszony, by podczas występu w Jaśle zaśpiewał pewną piosenkę i zadedykował ją temu miejscu. W pierwszym momencie pomyślałam, że zaśpiewa jakiś cover któregoś z tych zespołów, jednak z głośników popłynęły pierwsze dźwięki… „Cień w dolinie mgieł”. To była wspaniała chwila, ponownie usłyszeć tę piosenkę w wykonaniu Michała po paru miesiącach. Kiedy ostatni raz ją śpiewał…? Hmm, mi kojarzy się Częstochowa, w Bytomiu już chyba jej nie było. W każdym razie minęło duuuużo czasu…

Przyznam, że podczas „Cienia” pozwoliłam sobie na moment sentymetalizmu. Michał śpiewał, a ja podniosłam oczy w górę, w niebo i przez głowę przebiegła mi myśl „Jeśli tam jesteś, dzięki Ci za niego”. Nawet mi się zdarza… Tak czy owak, ta piosenka w interpretacji Michała brzmi zawsze magicznie.

Bardzo fajnie wyszło „Pretty baby”, podczas której Michał ‘zarządził’, że jedna strona publiczności śpiewa „pretty baby”, a druga „come on”. Ostro nas przeczołgał podczas tej piosenki! 😉  Trzeba było dużo energii, by wytrzymać tempo.

Na scenę w czasie całego konceru poleciało kilka pluszowych miśków, a jednego z nich Michał nawet ochrzcił imieniem Roberta Gawlińskiego 😉 W ogóle był w dobrym humorze i pełen pomysłów. Nie zabrakło filmiku kręconego komórką ze sceny, biegania przed barierkami na „Sensualnym”, a podczas bisowej „Venus” w nasze łapki trafiła róża, która wcześniej został rzucona przez kogoś na scenę. Jaki romantyzm 😉

Za to nie do końca wyszła sprawa z bannerem. Przed DJTŚ podszedł do reporter z lokalnych mediów i zaproponował, żebyśmy odczepiły flagę, a on da ją Michałowi na scenę. Nie byłyśmy pewne, jak miałoby to wyglądać, ale jak stwierdził dziennikarz: „Michał będzie wiedział, co zrobić” – po czym zerwał banner z zamiarem przekazania go Artyście. Transparent nie trafił jednak na scenę, pomysł okazał się kłopotliwy technicznie. Dopiero po koncercie banner wrócił z powrotem w nasze ręce, przez co w czasie ostatnich piosenek niestety nie widać go było na barierkach.

O kurczę, zapomniałam wcześniej napisać o akcji fanowskiej! Podczas pierwszego refrenu „Hurricane” w niebo wystrzeliło z kilkunastu tub konfetti w kształcie czerwonych serduszek. Obraz był piękny!

W czasie „Sweet child” trafił się drobny wypadek, ponieważ znienacka wysiadł jeden z mikrofonów. Jednak Michał poradził sobie brawurowo, śpiewając do drugiego, a czujny pan technik prędko naprawił defekt.

Były trzy bisy – „Carpe diem”, „Venus” oraz „Sensualny”, po czym nastąpiły ukłony i pożegnanie. W swoim rodzinnym mieście Michał rozpieszczał fanów także po zejściu ze sceny, przez ponad godzinę rozdawał autografy i robił sobie zdjęcia z wielbicielami.

To był full energetyczny koncert, przydawały się mocne nogi i dużo wody. Strasznie się cieszę, że zdecydowałam się jechać . W końcu Jasło dla szpakofana to niczym Mekka dla muzułmanina – przynajmniej raz w życiu trzeba pielgrzymkę odbyć 😉

 

Related Images:

Udostępnij:

There are 2 comments on “Tam, gdzie wszystko się zaczęło…” – 25.06.2012

Oficjalny Fan Club Michała Szpaka | 2011 - 2018 - Wszystkie Prawa Zastrzeżone