Mądrze dozowany kicz nikomu nie zrobi krzywdy – Onet Muzyka, wywiad – 14.09.2018

Mądrze dozowany kicz nikomu nie zrobi krzywdy – Onet Muzyka wywiad –   14.09. 2018.

vhttps://kultura.onet.pl/muzyka/wiadomosci/michal-szpak-madrze-dozowany-kicz-nikomu-nie-zrobi-krzywdy/mj0ft10

Fani czekali na ten moment z niecierpliwością – i wreszcie nowa płyta Michała Szpaka jest na rynku. Zanim kupicie „Dreamera”, przeczytajcie nasz wywiad z piosenkarzem. Nie tylko o premierowych piosenkach, ale też o jego marzeniach, fanach, wizerunku publicznym i trenerowaniu w „The Voice Of Poland”.

Twoja nowa płyta nosi tytuł „Dreamer” czyli „Marzyciel”. To o Tobie?

Tak. Jestem marzycielem. Wszystko to, co obecnie się w moim życiu dzieje, przeszło wcześniej przez moją wyobraźnię. Cieszę się, że ten nowy materiał po trzech latach ujrzał światło dzienne. Jestem niezwykle ciekawy jaki będzie jego odbiór. Już teraz jestem jednak dumny, że mogłem tą płytą pokazać nieco inną swoją twarz. Jakby tę odsłonę swojej osobowości, której jeszcze nikt do tej pory nie oglądał.

Patrząc na Twoje sukcesy, ktoś mógłby pomyśleć, że jesteś marzycielem, którego marzenia już się spełniły i nie ma teraz nic nowego do wymarzenia.

Na pewno jestem szczęśliwy z tego powodu, że wszystko co dzieje się wokół mnie sprzyja temu, abym mógł się rozwijać – i osobowościowo i muzycznie. To jest fantastyczne, że los pozwala mi spełniać kolejne marzenia. Tych marzeń jest znacznie więcej i sięgają one wyższych szczytów niż te, które osiągam teraz. Ale spokojnie: na wszystko jest jeszcze czas. Jestem młody i wierzę, że zdążę spełnić wszystkie swoje marzenia.

Podtytuł piosenki „Dreamer” brzmi „Thanks To You My Friends”. Kim są owi przyjaciele, którym w ten sposób dziękujesz?

Tak naprawdę nie mam wielu przyjaciół. Uważam jednak, że przyjaciół nie można mieć zbyt wielu, bo wtedy nie są oni prawdziwymi przyjaciółmi. Tym, których mam, dziękuję za to, że zmieniają mnie jako człowieka. W całym moim amoku nagraniowo-koncertowym nie zawsze mam dla nich czas. Ale oni to rozumieją. Pozwalają mi się rozwijać. A kiedy pojawia się jakaś sytuacja, która nie rokuje dobrze na przyszłość, ściągają mnie na ziemię i mówią: „Nie możesz tędy iść”. (śmiech)

Ci przyjaciele, o których mówisz, to osoby z Twojej młodości czy takie, które poznałeś teraz w show-biznesie?

Bardzo różnie. Są ludzie, których znam od dzieciństwa, ale są też tacy, których poznawałem na kolejnych etapach swojego życia. Jest ich niewielu: to jakieś cztery-pięć osób, którym mogę w pełni zaufać i w których towarzystwie mogę czuć się naprawdę wolny.

Przy powstawaniu „Dreamera” pracowało z Tobą aż dziewiętnastu muzyków. Z nimi też nawiązałeś bliższe relacje?

Niektórzy z tych ludzi grają ze mną koncerty, jesteśmy więc mocno związani muzycznie. Mam tu na myśli na przykład kwartet smyczkowy, który towarzyszy mi od poprzedniej płyty. A reszta – to muzycy sesyjni, zaangażowani przez producenta. To naturalny proces przy tworzeniu materiału. Producent dobiera instrumenty i muzyków tak, aby osiągnąć swój zamysł brzmieniowy i klimatyczny. Uważam że w tej kwestii mój producent stanął na wysokości zadania.

No właśnie: „Dreamer” ma bardzo bogate brzmienie. Są na nim rockowe utwory, ale też bardziej nowoczesne – mocno elektroniczne. Od początku chciałeś nagrać tak eklektyczną płytę?

Jestem człowiekiem, który czuje się wolny. Staram się więc nie szufladkować w żadnej dziedzinie. Również w muzyce. Dlatego ta płyta jest eklektyczna. I cieszę się, że taka jest, bo każdy może na niej znaleźć cos dla siebie. Przede wszystkim to jest album, który pozwala słuchaczowi wziąć głęboki oddech. Są na nim piosenki które pozwalają się zrelaksować i przemyśleć niektóre sprawy. To dlatego, że nadszedł teraz dla mnie bardzo komfortowy czas bo czuję, że już nie muszę nikomu nic udowadniać.

Większość nagrań z „Dreamera” jest utrzymanych w formule ballady. Dlaczego?

Rzeczywiście większość materiału jest utrzymana w tonie, który uspokaja. Dlaczego? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Myślę że ta płyta jest dobrym zapisem mojego życia z ostatnich lat. Dużo tam mroku, który trzeba uspokoić. (śmiech)

Jesteś jednym z niewielu polskich artystów, którzy śpiewając po angielsku, trafiają ze swymi piosenkami na nasze listy przebojów i do naszych rozgłośni radiowych. Dlatego wszystkie utwory z „Dreamera” zaśpiewałeś w tym języku?

To jest coś, czego boję się najbardziej: że nie ma na tej płycie piosenek po polsku. Ja też jestem zwolennikiem śpiewania w ojczystym języku. Ale te numery od samego początku były napisane po angielsku. Żeby nie stracić tej magii, którą posiadały, postanowiliśmy więc nie tłumaczyć ich na polski. Zobaczymy jak fani to przyjmą.

Twój poprzedni album pokrył się platyną. Pracując nad tym nowym, czułeś, że musisz osiągnąć ten sam pułap lub nawet go przeskoczyć?

Nie. Stres, jaki towarzyszy mi przy tej płycie, wynika tylko z mojej ciekawości, jak będzie ona odebrana przez fanów. Zastanawiam się, czy ludzie wolą mnie w bardziej rockowej czy w bardziej elektronicznej wersji. Nie mam jednak parcia na to, żeby ponownie zdobyć platynę. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby słuchacz, który kupi tę płytę, był szczęśliwy. Żeby mógł się delektować tym, co usłyszy. I to jest dla mnie wyznacznik sukcesu w tym wypadku. A nie liczba sprzedanych egzemplarzy.

Masz na Facebooku ponad dwieście tysięcy fanów. Nagrywając „Dreamera” czułeś na sobie ciężar ich oczekiwań?

Większość z tych osób chyba bardziej obchodzi jakie wrzucę zdjęcie następnego dnia niż jaką nagrałem płytę. (śmiech) Często przyglądam się mojemu odbiorcy po drugiej stronie monitora (śmiech). To są ciekawe i ciekawskie istoty. Lubię je zaskakiwać. Dlatego stosowaliśmy dużo zmyłek i dużo wabików na moich social mediach w ostatnim czasie. To dla mnie dodatkowy element artystycznego wyrażania siebie.

Bez wątpienia jesteś dzisiaj dla wielu młodych ludzi w Polsce idolem. Jak się czujesz w takiej roli?

Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Na pewno dążyłem do tego, aby być w miejscu, w którym teraz jestem. I ciągle chcę sięgać coraz to nowych marzeń. Jeśli kogoś przy tej okazji inspiruję, to jest mi bardzo miło. Ja tylko chcę przekazywać ludziom dobrą energię – i to jest dla mnie najważniejsze.

Czujesz się do jakiegoś stopnia odpowiedzialny za to, co myślą i jak postępują Twoi fani?

Na pewno jestem z nich bardzo dumny. Cieszę się, że mogłem zgromadzić wokół siebie tak ogromną rzeszę fanów, która kupuje moje płyty i jeździ za mną na moje koncerty. Czuję bowiem nieustannie ich ogromne wsparcie. Sam sobie wręcz zazdroszczę, że udało mi się dotrzeć do tylu ludzi. (śmiech)

Zdarza się, że niektórzy fani przekraczają Twoją granicę prywatności?

Granicy mojej prywatności nikt z fanów nie jest w stanie przekroczyć, bo wytyczam ją dosyć wyraźnie i mocno. Aczkolwiek czasem zaskakuje mnie funkcjonowanie niektórych osób w sieci – jakaś roszczeniowa postawa wobec mnie czy innych osób. To jednak jest normalne w tym świecie. Dzisiaj ludzie czasami nie potrafią kontrolować swoich emocji. Co nie zmienia faktu, że jestem wdzięczny moim fanom za ich wielkie zaangażowanie.

Masz czasem okazję poznać ich bliżej?

Tak. Mój kontakt z fanami reguluje mój oficjalny fanklub, który posiada osobowość prawną i jest stowarzyszeniem. To oznacza, że z jego zarządem jeździmy do szpitali dziecięcych i odwiedzamy pacjentów oddziałów onkologicznych. Wspieramy w ten sposób chore dzieciaki, które są w potrzebie. Staramy się umilić im trudne chwile. Kiedy pojawiam się w programach typu „The Voice”, na nagrania przyjeżdża większa grupa moim fanów – jakieś sto osób. I z nimi też się spotykam. Robimy sobie wspólne zdjęcia, podpisuję autografy, z każdym fanem staram się wymienić przynajmniej uścisk ręki lub jakiegoś „przytulasa”. Oni doceniają mnie, a ja ich.

Wspomniałeś o „The Voice”. Po raz kolejny zasiadasz w fotelu trenera. Dobrze czujesz się w tej roli?

Na pewno lubię pracę w telewizji. Zaczyna się rano, a kończy czasem późno w nocy. Cały czas trzeba być skupionym i dokładnie wiedzieć co się chce przekazać. Bardzo lubię też swoją funkcję trenera – bo dzięki niej mogę się dzielić z innymi swoim doświadczeniem.

Masz dopiero 27 lat i dwa albumy na koncie. Nie wydaje Ci się, że jesteś za młody na trenera?

Myślę, że mogę to robić na poziomie emocjonalnym. Pochodzę z rodziny muzycznej, mam siostrę, będącą śpiewaczką operową po szkole, która mi w tym wszystkim pomaga. Ja też chodzę na lekcje śpiewu. Jeśli więc chodzi o wiedzę na temat emisji głosu, czuję się w niej jak najbardziej rozeznany. Śpiewam niemal na co dzień, muszę więc wiedzieć jak dbać o ten „instrument”. Sam brałem udział jako uczestnik w talent-show – przeżyłem więc tego rodzaju emocje na własnej skórze. Mogę zatem tym debiutantom na samym początku ich drogi artystycznej służyć swoimi uwagami i radami.

Nie prześladują Cię po nocach wspomnienia tych, których odrzuciłeś?

Jest tak rzeczywiście, że osoba, którą odrzucamy, wywołuje w nas wyrzuty sumienia. Że tak postąpiliśmy a nie inaczej. Trzeba się jednak liczyć z tym, że w programie są żywe emocje i ktoś musi z niego odpaść, żeby ktoś inny mógł pójść dalej. Niektórzy uczestnicy nie są jeszcze gotowi na to, aby wkroczyć na profesjonalną estradę. I zostawienie ich w programie byłoby dla nich krzywdzące. Bo mogą nie udźwignąć brzemienia sławy.

Kiedy rozmawiałem niedawno z Martą Gałuszewską, bardzo chwaliła Cię jako trenera. Podobno miałeś świetne relacje ze swymi podopiecznymi. Teraz jest tak samo?

Staram się wkładać w swoje „trenerowanie” tyle energii, ile mogę. Ten rok jest jednak o wiele bardziej obfity w koncerty. Dlatego mam bardzo mało czasu. Ale jeśli tylko mogę zrobić coś ponadprogramowo, to staram się to robić. Bo wiem jak na początku kariery ważny jest bezpośredni kontakt z trenerem.

Po zwycięstwie Marty mówiło się w zeszłym roku, że jej wygrana w dużym stopniu była możliwa dzięki zdyscyplinowanej armii fanów, którą masz. Tym razem inni trenerzy też nie mają z Tobą szans?

Na pewno ludzie z mojej grupy mogą liczyć na wsparcie moje i tych, którzy wierzą w to, co robię. Nie mogę jednak ocenić tego, jak to się przełoży na ostateczne wyniki głosowania.

Mamy teraz w programie nowych trenerów. Jak układają się Wasze relacje?

Myślę, że dogadujemy się między sobą bardzo dobrze. Ta edycja jak na razie jest lekka i bezkonfliktowa. Jestem z tego bardzo zadowolony. Tylko trochę tęsknię za Marysią Sadowską. Uważam jednak, że obecny skład trenerski jest bardzo dobrze zgrany.

Nie ma między Wami żadnej rywalizacji?

Myślę, że jakaś rywalizacja już się pojawia. Jesteśmy przecież podzieleni na teamy, z których każdy wystawia talenty, jakie zdołało mu się udać zebrać. Ale nie jest to rywalizacja „na noże”.

W zwiastunie „The Voice” pojawiłeś się po raz pierwszy z nową fryzurą – zaplecionymi warkoczykami. Częściej teraz eksperymentujesz ze swoimi włosami?

Tak. Mam teraz coś takiego, że lubię eksperymentować. Na pewno pojawi się więc w programie kilka stylizacji, które przykują uwagę. (śmiech)

Jesteś jednym z niewielu polskich wykonawców popowych i rockowych, którzy przykładają dużą wagę do swojego scenicznego image’u. Lubisz się wyróżniać?

To jest mój wyraz szacunku dla ludzi, którzy przychodzą na moje koncerty lub oglądają mnie w telewizji. Wszędzie na świecie wizerunek artysty jest czymś niezwykle ważnym, czym posługują się oni na co dzień. I ja też staram się wprowadzać moich odbiorców w inny wymiar swoim wyglądem.

Kiedyś Twój wizerunek był bardziej kobiecy, teraz stał się bardziej męski. Co spowodowało tę zmianę?

Myślę, że jest to naturalna kolej rzeczy. Kiedyś miałem 20 lat, teraz mam 27. Z każdym dniem jestem coraz bardziej dojrzały, zarówno jako artysta, ale także jako mężczyzna i człowiek. To jest ten najważniejszy czynnik mojej przemiany. Jednak wciąż nie lubię nazywania tamtego dawnego wizerunku jako „kobiecego”. Sztuka nie ma płci. Moda tym bardziej. Świat się zmienia. Zmienili go kopniakiem wielcy artyści, jak Prince, Madonna i David Bowie na długo przede-mną.

Twoje koncertowe stylizacje śmiało wprowadzają na polską scenę mocny element męskiej erotyki. Rozpięta do pasa koszula, podwinięte rękawy, rozpuszczone włosy. Kiedyś widziałem Cię na scenie rozebranego całkowicie do pasa – jedynie z szelkami. Nie masz oporów przed sięganiem po takie erotyczne gesty i stylizacje?

Myślę, że do erotyki to mi jeszcze daleko. (śmiech) Męskie ciało jest na tyle bezpieczne, że nawet bez koszulki nie jest niczym obscenicznym. Można więc go wykorzystywać bez problemu. Chociaż… Być może jest to może dla niektórych erotyczne. W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem. To wszystko wychodzi spontanicznie. Po prostu ponosi mnie energia, kiedy jestem na scenie.

Innym ważnym elementem Twojego image’u jest kicz. Również i na to niewielu polskich artystów sobie pozwala. Nie obawiasz się, że czasem przekraczasz granicę między kiczem a sztuką?

Raczej nie. Kicz jest bardzo potrzebny. W latach 80. i 90. był wszechobecny na popowej i rockowej scenie. Spójrz choćby na Freddiego Mercury’ego czy na Guns N’Roses. I wtedy jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Dlatego uważam, że mądrze dozowany kicz również dzisiaj nikomu nie zrobi krzywdy. Mogę sobie więc czasem pozwolić w tej kwestii na więcej. Doszliśmy w dziedzinach sztuk wizualnych do muru – każdy może dziś zrobić genialnej jakości sesję czy teledysk. Czas zacząć się tym bawić.

Twoje koncerty są bardzo teatralne – choćby te ze wspólnej trasy z Twoją siostrą. Ile jest w tym, co pokazujesz na scenie gry aktorskiej, a ile prawdziwego Ciebie?

Myślę, że zawsze jestem na scenie prawdziwym Michałem. Ja po prostu taki jestem: to moja wyobraźnia, która nieustannie pracuje. Oczywiście wcielam się na scenie w różne role, ale to jest kompatybilne z moją własną osobowością. Nie jest to jakaś gra, którą chciałbym kogoś oszukać. Jedno jest pewne: walor wizualny moich koncertów będzie zawsze ważny, a nawet myślę, że z biegiem lat coraz ważniejszy.

Jak wspominasz tę wspólną trasę z Marleną?

To było piękne! Mogliśmy pokazać wspaniały spektakl, który rósł z każdym koncertem na oczach naszych i widzów. Zmieniał się bowiem nie tylko sam repertuar, ale także wszystko to, co pojawiało się na scenie. To był fantastyczny czas zwieńczony występem w Chicago, który odniósł ogromny sukces.

Jak zostałeś odebrany w Ameryce?

Mój występ w Chicago okrzyknięto najlepszym koncertem, który miał tam miejsce od piętnastu lat. To był dla mnie ogromny komplement.

Będziesz kiedyś próbował zaistnieć na Zachodzie?

Nigdy nie mówię „nigdy” i „zawsze”. Wszystko jest więc możliwe i wszystko się może zdarzyć. Owszem – marzę o takich wielkich sukcesach i wierzę, że doczekam się kiedyś ich spełnienia.

Twój tata jest zadowolony, że Ty i Marlena wybraliście muzyczną karierę?

Kiedy z nim rozmawiam, mówi że jest z nas dumny. Myślę, więc że jest szczęśliwy widząc teraz nasze sukcesy. Jest jednak osobą krytyczną – dlatego wierzę, że jeśli z czymś kiedyś przesadzę, na pewno mi o tym powie. Ostatnio nie miał żadnych uwag, myślę więc, że wszystko jest w porządku.

Twoja młodsza siostra też pójdzie w Twoje ślady?

Nie. Ona zostanie kryminologiem. (śmiech) Co nie przeszkadza jej śpiewać i grać na gitarze. Ale tylko hobbystycznie.

Skąd u niej pasja do kryminalistyki?

Tego nie wiem. Ale ma mocny charakter, więc na pewno osiągnie to, co będzie chciała.

A jak Twój starszy brat postrzega Twoją karierę?

Damian pracuje jako ratownik medyczny. Jest więc prawdziwym mistrzem zen w kwestii empatii i dawania wsparcia drugiemu człowiekowi.

Myślałeś już o założeniu własnej rodziny?

Teraz jestem w takim okresie swojego życia, kiedy spełniam się zawodowo. W chwili obecnej nie mam nawet czasu myśleć o czymś takim. Na szczęście mam przyjaciół, którzy dają mi wsparcie. Jednak mam zbyt dużo artystycznych aktywności, bym mógł trochę zwolnić i poznać kogoś nowego.

Łatwo by Ci było zaufać komuś takiemu?

Na pewno mam ograniczone zaufanie do kogoś, kogo dopiero poznaję. Potem jednak podchodzę doń z optymizmem.

Czego możemy spodziewać się po Twojej jesiennej trasie koncertowej, podczas której będziesz promował „Dreamera”?

To na pewno będzie wyjątkowa trasa ze względu na nowy materiał, efektowną scenografię i specyficzny klimat. Wszystkie koncerty będą się odbywały w filharmoniach i teatrach. Liczę więc, że występy będą spektakularne – tak jak w mojej wyobraźni

 

Related Images:

Udostępnij:
Oficjalny Fan Club Michała Szpaka | 2011 - 2018 - Wszystkie Prawa Zastrzeżone