Może to wydawać się szalone, ale bilety na finał X Factor kupiłam dzień po pierwszym odcinku live (tym, gdzie Michał śpiewał “Knockin’ on heaven’s door”). Po prostu w ciemno założyłam, że Szpak dojdzie do finału ;D Koniec, schluss, nie ma innej opcji. I nie pomyliłam się, choć przy dogrywce w półfinale powiało grozą.
Do Warszawy jechałam uzbrojona w transparent, który w pocie czoła malowałam wieczorami przez trzy dni tuż przed wyjazdem. Nie miałam żadnej pewności, że mi go nie skonfiskują przy wejściu, ale postanowiłam zaryzykować.
Jak wszystkie odcinki live, finał nagrywany był w studiu Transcolor w Szeligach koło Warszawy. “Koło Warszawy” dość dosłownie, gdyż przy drodze widnieje tabliczka znakująca koniec miasta, przekracza się ulicę i już jest pod bramą studia.
Zacznijmy od tego, że pod tą bramą zameldowałam się jako… pierwsza ;D Konkretnie o godzinie 15, pięć godzin przed nagraniem, gdy z moją siostrą po trzykilometrowym marszu w pełnym słońcu (szkoda było kasy na taxi) doczołgałyśmy się wreszcie pod właściwy adres. Wiem, masakra. No nic, patrzymy, żywej duszy, usiadłyśmy na chodniku – na szczęście w cieniu, i siedzimy. Trochę połaziłyśmy, widziałyśmy Małgosię, potem Gienka Loskę, ogólnie czas się wlókł. Poznałyśmy dwóch fajnych chłopaków z Kalisza, więc się zrobiło ciekawiej. Zajęliśmy miejsca u czoła kolejki (to już w słońcu) i czekaliśmy dalej. Początkowo mieli otwierać o 17, przesunęło się na 17:30. Rewizja i dalsze czekanie, tym razem na placu (również w pełnym słońcu). Szło wyzionąć ducha. Jeszcze ja stałam przy samych drzwiach, więc dodatkowy żar bił od szklanych ścian. W desperacji kupiłam colę (ciepłą!) za 5 zł. Rozbój w biały dzień!
Przeciągała się próba generalna, więc kolejka – coraz dłuższa – sterczała smażąc się na placu przed wejściem. Drzwi otworzyli po 18:30. Chwilowa magia klimatyzowanego hallu i… kolejne piekło w studiu. W telewizji zawsze wszystko wygląda imponująco, wredna kamera poszerza nie tylko ciała, ale również przestrzenie. Tymczasem takie studio wcale nie jest wielkich rozmiarów, na dodatek pozbawione klimy. Sauna to mało powiedziane. PS. Transparent przeszedł.
Oczywiście najlepsze miejsca były zarezerwowane dla gości zaproszonych przez uczestników i jurorów. Ogółem jakieś pół studia. Normalka. Zajęłyśmy z moją siostrą miejsca tak w połowie, po stronie Kuby, tuż przy przejściu… wśród znajomków Gienka. Trochę niefortunna lokalizacja jak na fankę Michała XD Ale kit z tym. Tylko muszę powiedzieć, że strasznie drętwi byli, prawie wcale się nie bawili. Góra naszego sektora była znacznie bardziej rozrywkowa:)
Gdy publika zasiadła, przyszedł miły pan, przeszkolił wszystkich z klaskania, wstawania, “naturalnego” uśmiechu i obyczajnego zachowania się przed kamerą. Powiedział, jak to będzie wyglądało, kto co mówi na scenie, kto po kim śpiewa, itp. W sumie muszę powiedzieć, że ostatnie półtorej godziny przed 20 zleciało mi nawet szybko. Nie miałam czasu stresować się. Będąc w domu pewnie chodziłabym po ścianach. Tylko to gorąco było straszne.
Potem wielkie odliczanie… i się zaczęło!:)
Pisząc to, muszę zaznaczyć, że nie oglądałam jeszcze odcinka w necie, więc nie potrafię powiedzieć, co brzmiało/wyglądało live inaczej niż w telewizji. Widziałam tylko duet Michała z Alexandrą oraz wspólną piosenkę finalistów. I o tym ostatnim chciałam napisać. W telewizji brzmiało to KOSZMARNIE, podczas gdy na żywo świetnie. W każdym razie ja obłędnie się na tym bawiłam. Może dlatego, że zeszły już wszystkie emocje i nerwy…? Mam wrażenie, że w relacji w telewizji bardzo podgłośnili Gienka; jego głos się bardzo wybijał, tymczasem w studiu wszyscy brzmieli mniej więcej tak samo głośno, co tworzyło lepszy efekt. Chyba na tej piosence udzieliła mi się energia Michała, bo po prostu bawiłam się jak nigdy
Ada całkiem miło brzmi na żywo, „Fields od gold” w jej wykonaniu było naprawdę mocne. Duet z Basią trochę mnie znudził, przyznam szczerze; za długo się ta piosenka ciągnęła i była jakaś taka… przesłodzona.
Z kolei Gienek bardziej podobał mi się w duecie. Dobrze brzmiał z Maleńczukiem, a piosenka była fajnie zaaranżowana.
No i Michał… Michał to dla mnie odrębna kategoria Spełniło się moje małe marzenie i mogłam usłyszeć go na żywo. Anielski głos. W pewnym momencie złapałam się na tym, że poruszam ustami w takt „You are so beautiful”, po prostu jakbym to mówiła do niego. I serio wyglądał „beautiful”. Mam wrażenie, że w rzeczywistości jest jeszcze szczuplejszy niż wydaje się na ekranie. Taki delikatny i eteryczny Jego duet z Alexandrą mnie zauroczył. Przyznam szczerze, że bałam się tego występu; obawiałam się, że Michał nie dorówna siłą wokalu Burke. Bzdura! Brzmieli razem pięknie. Tylko w jednym miejscu, gdzieś na początku, miałam wrażenie, że głosy im się trochę rozjechały. Ale całość była wspaniała. I podobnie jak z „Billionaire” wydaje mi się, że lepiej to brzmiało live niż w telewizji. Ale może zadziałała na mnie magia miejsca i czasu, w którym byłam W każdym razie, gdy Michał śpiewał zapomniałam o tym, że jest mi gorąco, że chce mi się pić, że sukienka klei mi się do pleców – zapomniałam o wszystkim. I na koniec, gdy publiczność zaczęła bić brawo, rozłożyłam swój transparent. Na chwilę, bo nie chciałam zastawiać, poza tym, nie wiedziałam, czy wolno. Wątpię, czy dostrzegł (ze sceny pewnie mało co widać), ale ja miałam swoją małą satysfakcję
W każdym razie „Hallelujah” to było coś magicznego.
Powiem szczerze, że przez to całe zmęczenie nie odczuwałam nawet emocji związanych z finałem. Oczywiście, wysyłałam SMS-y, ale jakoś wszystko było poza mną. Aż do reklam tuż przed ogłoszeniem wyników. Wtedy dopiero ugodziła mnie myśl „Boże, to już teraz! Przecież zaraz się okaże, kto wygrał! Okaże się, jakie miejsce ma Michał”. Po prostu jakby coś zdzieliło mnie w głowę. Gdy realizator odliczał sekundy do wejścia na plan… dziesięć, dziewięć, osiem… ja się trzęsłam, jakby to mój los miał się za chwilę decydować.
Najmocniej zaciskałam kciuki i oczy, gdy Kuźniar zawiesił głos przed wyczytaniem trzeciego miejsca. W ogóle nie patrzyłam na scenę, tylko z zaciśniętymi powiekami czekałam, czyje imię padnie i tylko powtarzałam sobie „Tylko nie Michał… Nie Michał”. A gdy wymienił Adę, po prostu w sekundę zeszło ze mnie wszystko Normalnie jakbym miała jakąś emocjonalną więź w tej chwili z Michałem i czuła to, co on czuje. Wiem, bredzę, wybaczcie…
Obejrzałam moment ogłoszenia wyników i wiem, że kamera nie pokazywała w tamtym momencie Michała, tylko Adę, ale ja patrzyłam tylko na niego. I na jego twarzy malowała się taka specyficzna mieszanka szoku, niedowierzania i niesamowitej radości. Jakby wcześniej bał się, że to on będzie trzeci i nie wierzył, że po półfinałowym odcinku jest w stanie wygrać z Adą. A tymczasem jednak To była niesamowita reakcja. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba trzymał się ramienia Kuby i wyglądał, jakby miał zemdleć z radości XD
A później to już czułam, że zwycięzcą jest Gienek, i wiecie, co Wam powiem? Nawet nie powtarzałam sobie w myślach „Michał, Michał…”. Na samym starcie odcinków live mówiłam, że on nie powinien wygrywać, że ma dojść do finału, ale niech nie wygrywa głównej nagrody. Potem był czas, że odezwały się we mnie fanowskie ambicje, by zobaczyć jego triumf na scenie, ale w ostatnim tygodniu znów wróciło to pierwsze uczucie. Starałam się przekonać samą siebie, że skoro on chce wygrać, to kim ja jestem, by mówić, co dla niego lepsze. Ale teraz wiem, że te moje uczucia na starcie programu były dla mnie prawdziwe i szczere. To było to, co naprawdę czułam. I może mi ktoś wierzyć lub nie, ale gdy Gienek szedł odebrać główną nagrodę, ja byłam szczęśliwa, że Michał nie musi brać tego balastu na plecy. I myślę, że on też był szczęśliwy
O piosence finałowej już pisałam, więc nie będę się powtarzać.
Teraz przechodzimy do najciekawszej części relacji, czyli „Co się dzieje, gdy zgasną światła”:)
W telewizji pokazali tylko, jak Michał odbiera zaproszenie na Orange Warsaw Festival, ale już jak dostaje czek, to nie. W każdym razie wszyscy wiedzą, otrzymał 50 tys., od firmy, której nazwy nie pamiętam. Wybaczcie, wtedy myślałam już tylko, co tu zrobić, żeby dostać autograf, ha ha.
Okej, skończyła się część oficjalna, kamery wyłączono, a na scenę rzuciła się chmara reporterów. Oczywiście większość do Gienka, ale Michał też nie mógł narzekać na brak zainteresowania. Generalnie wyglądało to trochę jak szwedzki stół ;D Reporter, powiedzmy, z Interii podchodził do Gienka, robił wywiad, ustępował miejsca reporterowi np. z TVN24, a sam szedł do Michała, i tak dalej, do wyboru, kto był akurat wolny.
Ja w tym czasie dopchałam się pod scenę po ten autograf^^ No co? Nie po to tam stałam i umierałam przez tyle godzin, by odejść z pustymi rękami^^ Co prawda trochę głupio się czułam, bo w większości pod sceną czekały dzieciaki, ale po pierwsze one chyba bardziej były zainteresowane tym, gdzie jest Maja i Kuba, niż tym, kiedy podejdzie Michał, a po drugie powiedziałam sobie „Za dużo okazji już w życiu zmarnowałaś, bo zawsze było: nie wypada, nie zrobię z siebie wariatki, nie będę się wygłupiać itd. Tym razem nie odpuścisz. Jesteś tu i dostaniesz to, czego chcesz”. I tak stałam, czując, że się zaraz rozpłynę z gorąca, trzymając w jednej ręce zeszyt, a w drugiej tę flagę, która nie chcę mówić, jak już wyglądała. Plusem było to, że mogłam do woli sycić oczy widokiem naszego Szpaczka. Gdzieś z tyłu była moja siostra, która nawet zrobiła kilka fot, ale raczej średnio udanych.
Po pewnym czasie Michał podszedł i zaczął rozdawać te autografy. Jest po prostu kochany! Mógł dać parę od picu, a potem powiedzieć „Sorry, jestem zmęczony” albo „Sorry, muszę już iść”. A ten siadł na tej scenie i zaczął cierpliwie podpisywać. Każdy dostał z dedykacją Ja na swój musiałam dość długo czekać, bo w międzyczasie Michał zdążył jeszcze udzielić ze dwóch wywiadów i wyściskać się z paroma znajomymi. Ale opłacało się – on pisał w zeszycie, a ja rozgarniałam te fałszywe ‘dolary’, które rozrzucono przy finałowej piosence, żeby rozłożyć flagę. Nie było miejsca, więc rozłożyłam tylko trochę. Aż mi było wstyd, że ona już taka brudna Ale nic, mówię „Podpisz mi jeszcze na fladze, proszę, może być bez dedykacji”. Zapytał, czy ktoś ma markera, ale że nikt nie miał, więc ja „Dobra, może być długopisem”. Więc ja trzymałam, a on wymalował mi jeszcze jeden Szpaczy autograf.
Sorry, że tak szczegółowo to opisuję, ale serio to jest miłe uczucie, gdy ktoś kogo cenisz i uwielbiasz poświęci ci te kilka sekund, nawet jeśli takich kartek podpisał tego wieczora dziesiątki i jedna fanka niewiele dla niego znaczyła.
Chciałam jeszcze powiedzieć, że Michałowi należy się ogromny szacunek, bo jako JEDYNY siedział na tej scenie i rozdawał autografy. Mam nadzieję, że jego podejście do fanów nigdy się nie zmieni. Tego bym sobie życzyła najbardziej na świecie. Bo artysta, który olewa swoich fanów bardzo traci w moich oczach.
W każdym razie dla mnie najwspanialszy moment miał dopiero nastąpić. Gdy wyszłam z siostrą ze studia okazało się, że chłopaki z Kalisza zamówili taksówkę, a my postanowiłyśmy, że się z nimi zabierzemy do najbliższego przystanku. Z tym, że taxi miało być dopiero za pół godziny, więc było przed nami sporo czekania. I w pewnym momencie patrzę… a tu Michał! Nadal w swoim scenicznym ubraniu wyszedł przed studio, gdzie od razu zgromadziła się wokół niego grupka fanów. Super był moment, jak kilka osób (nie wiem, może jego znajomi) zaczęło go podrzucać do góry. Biedny Miszel, nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Złapali chucherko i parę razy wyleciał w powietrze. Ale miał radochę!
A we mnie ponownie odezwała się dusza rasowego fana i postanowiłam „Fota! Teraz albo nigdy!” Michał bardzo chętnie robił sobie zdjęcia z fanami, więc nawet takiej mało urodziwej istocie jak ja nie odmówił. I byłaby piękna fota, gdyby nie… moja siostra! Ucięła mnie w połowie! Po prostu jak zobaczyłam to zdjęcie, to myślałam, że się popłaczę. Zwłaszcza, że Michał tak pięknie wyszedł. Uśmiechnięty, po prostu piękny. Ale nic, mówię sobie „Jeszcze raz”. No to cały czas się kręciłam w pobliżu, wierząc, że uda się znów go dorwać. Tymczasem pod studiem zebrała się cała jego rodzina, łącznie z mamą, która specjalnie przyleciała z Włoch (jak mówiła siostra Michała, po raz pierwszy leciała samolotem). Był nawet przeprowadzany krótki wywiad z nimi. Oczywiście wszyscy bardzo dumni z Michała i szczęśliwi, że zaszedł tak daleko. To była piękna chwila. Widać, że Michał może bardzo liczyć na wsparcie rodziców i rodzeństwa i że stoją murem u jego boku Słodki był moment, gdy Michałowi rodzinka na chwilę zniknęła z oczu, a on takim fajnym głosikiem „Gdzie jest mój tatuś?”. Po prostu rozwaliło mnie to.
A mi w końcu udało się poprosić Michała do jeszcze jednego zdjęcia. Mówię „Mogę jeszcze jedno? Bo mi siostra zrąbała fotę mojego życia”. Boże, jak ja się tam zachowywałam, to normalnie porażka! Gdzieś ewidentnie musiałam zostawić mózg, pewnie roztopił się na tej drodze pod studio.
Powiem Wam, że Michał jest po prostu kochany Każda osoba mogła go objąć do zdjęcia (te włosy ma po prostu nieziemskie!), nikomu nie odmówił autografu, nikogo nie potraktował oschle czy niemile. Owszem, może jest chwilami troszkę egzaltowany w zachowaniu i sposobie mówienia, ale to absolutnie nie przeszkadza. Bo jest ciepły, sympatyczny i pozytywnie nastawiony do fanów. Jak już pisałam: marzę, by to się nigdy nie zmieniło. Aha, i dodatek dla dziewczyn: ma totalnie OBŁĘDNĄ figurę ;D
Poza Michałem pod studiem złapałam jeszcze paru innych uczestników XF, tak już bardziej z obowiązku, by im było miło: Williama (który podpisał nam się szminką mojej siostry w zeszycie, bo długopis gdzieś zaginął), Matsa, Małgosię i Dziewczyny. Wzięłam autografy, zrobiłam zdjęcia. W ogóle nie widziałam Ady poza chwilami, gdy udzielała wywiadów jeszcze na scenie. Gienek też zniknął, ale to w sumie nic dziwnego, pewnie go zgarnęli od razu na ten czat, który miał się odbyć po finale. Albo był w środku, tego nie wiem.
A potem podjechała taksówka… i moja przygoda z X Factor dobiegła końca
Jednak był to wieczór, którego nigdy nie zapomnę.
DZIĘKUJĘ, MICHAŁ! Za wszystko: za Twój głos, wspaniałe emocje, jakich mi dostarczyłeś, za Twój uśmiech, za Twoją pozytywną energię, za Twoją cierpliwość i za Twoje ciepło, które ogrzewa mi serce. Dla mnie tego wieczoru udowodniłeś, że jesteś nie tylko wspaniałym wokalistą i cudownym performerem, ale przede wszystkim fantastycznym CZŁOWIEKIEM.