Siemiatycze – Relacja Edyty Gd – 11.07.2017

Pierwszy koncert z cyklu “Lato z radiem” już za nami, a jak było ? przeczytajcie relację naszej Edi  
zdj. Edyta Gd
W Siemiatyczach było fajnie. Więc trochę poopowiadam  W Szpaczym życiu jedną z najfajniejszych rzeczy są spotkania z obcymi ludźmi. Tymi jeszcze niezarażonymi szpakozą. Tak, zdecydowanie – to pozytywne zaskoczenie Michałem-artystą i jego fan clubem, niedowierzanie, kiedy patrzą na nasze przygotowania, a potem na sam koncert. Kiedy pytają skąd jesteśmy, a tu pół Polski się odzywa. I miny, kiedy Michał zaczyna śpiewać. Uwielbiam. Na przykład tym razem pod sceną był młody tata z rodziną, który za nic nie chciał wziąć kartki z Michałem i groził nam publicznie, że podczas koncertu Michała pójdzie na spacer.   Za to jego żona była rozanielona na samą myśl o Michale. Może dlatego pan był złośliwy.  Ja go potem straciłam z oczu, ale może dziewczyny widziały, czy był i czy się podobało? Żuczek, Luiza, Patrycja?
Banery. Z banerami w Siemiatyczach było o tyle trudniej niż zwykle, że to Jedynka, Lato z Radiem. Dla Michała trasy z mediami są arcyważne, bo wciąż są u niego bardziej wyjątkiem niż regułą. Ale dla nas to wyzwanie. Kiedy zawitałyśmy w południe i objuczone podeszłyśmy z Roszkiem do surowego pana organizatora z radia – to mimo że się nas spodziewał, patrzył niby przyjaźnie, ale lekko sceptycznie. – Banery, powiadacie? Ale wiecie, że Michał nie jest tu jedynym artystą?
A na dokładkę wszystkie barierki były obwieszone logo Jedynki. No wiedziałyśmy, wiedziałyśmy, ale pan organizator nie wiedział jednego – jakie mamy skarby w zanadrzu.  Przyszykowane specjalnie na tę prestiżową okoliczność. No i gdy wyciągnęłyśmy cudne “Siemiatycze, Lato z Radiem”, pana przytkało. Nie tego się spodziewał, raczej jakichś wymęczonych i sfatygowanych licznymi wyjazdami “robótek ręcznych”. I był “kupiony” w jednej sekundzie. – Ooo… myślałem, że ten, że o czym innym mówimy. Ładne, naprawdę ładne. I napis Lato z Radiem, ooo to zaskakujące. No to może wisieć. – zdecydował – W centralnym miejscu. Wprawdzie potem wszystko zasłonili widzowie, ale wcześniej przez kilka godzin nasz piękny OFC-owy baner, a zwłaszcza ten specjalny, jednorazowy, “siemiatycko-letnioradiowy” wzbudzał zainteresowanie wszystkich chodzących po terenie festynu. I telebimy wytrwale je pokazywały aż do rozpoczęcia imprezy.
Tuż przed występem Michała nasza OFCowa grupka obeszła widzów, rozdając kartki. Szły jak świeże bułeczki. Trzy razy dobierałam z torby. Pojedynczy oporni panowie się nie liczą!
Michał dał czadu i nawet bliskość tłumu go nie zraziła. Choć zawsze mówi, że to go przytłacza. Ale w niedzielę nader często podchodził do krawędzi sceny. Hmm… jego teksty o tym, CZYM mają śpiewać kobiety podczas Rosanny, wyraźnie ewoluują.  Skoro niektórych oburzają dosadne sformułowania to raz było już o klatkach piersiowych, a tym razem o wielkich… płucach.  Ale najśmieszniejszy był moment, kiedy na koniec prowadzący kazali mu rzucać piłkami w publikę. Michał chyba chciał zademonstrować te wielkie płuca fanek za pomocą piłek plażowych. I bawił się jak dziecko.  Co widać na fotkach.
Po koncercie była chwila dla fanów. A my w tym czasie raz jeszcze rozwinęłyśmy siemiatycki baner, który znów budził zainteresowanie. Co więcej, także samego Michała. Kiedy go ujrzał, oczka mu tak zaświeciły, tak Szpaczo. Nie będę wyjaśniać jak, bo nie umiem.  Ale pewnie wiecie o co chodzi  Potem pięknie go podpisał i – a jakże – zabrał mi telefon, żeby zrobić sobie z nim selfie podczas tejże czynności.  Co widać na załączonych obrazkach.
Wracając do tematu szpakozy…  Potem jeszcze obserwowałam kolejną zarażoną  Przemiła i elegancka pani dyrektor Siemiatyckiego Domu Kultury, która dotąd chyba miała do Michała podejście powiedzmy, “ostrożne”, po koncercie nie chciała przestać robić sobie z nim zdjęć. Oraz jej syn. A kiedy odjechał, nie mogła się nadziwić “jaki on miły, taki bezpośredni, serdeczny i naturalny. Myślałam, że jest całkiem inny”. Te objawy już znamy. Ale lubimy, gdy się szerzą
A już na sam koniec spędziłyśmy godzinę na robieniu interesów.  Prawie odjeżdżałysmy z Siemiatycz, ale Roszek wyhaczyła jeszcze stoisko przed naszym nosem, znaczy naszym autem. – Chodź, oblukamy co tam dają.
To się nazywa Szpacze skrzywienie zawodowe. Bo stoisko było ze świecącymi gadżetami. Przekopałyśmy się przez cały asortyment, wypytałyśmy pana o wszelkie możliwe wariacje latarenek, pałek i innych takich. Potem były negocjacje. Pan Robert chciał wydębić smycze z naszych szyi, oddawał za nie pół stoiska. Jakiś kolekcjoner czy co. W końcu dostał smycz OFCową i piękne Michałkowe zdjęcia dla córek. I obiecał, że zawita do Pucka wraz z asortymentem. Jak mnie tam nie będzie to sprawdźcie czy dotrzymał słowa i dajcie mi znać.
A na odchodnym nagle wprawnym okiem fachowca ocenił naszą urodę i znienacka kategorycznie stwierdził – “Pani będzie dobrze w tym, a pani w tym”. I zanim zdążyłyśmy zareagować, wsadził Roszkowi na głowę kokardkę Śnieżki, a mnie kapelusz. I wiecie co? Chłop zna się na swojej robocie! Pierwszy raz w życiu spodobałam się sobie w kapeluszu!  Świecącym. Obciach, nie obciach, teraz będę w nim paradować na Szpaczych koncertach.    Uwieczniłyśmy się w tych gustownych gadżetach na zdjęciach, w pięknych wodno-świetlnych okolicznościach przyrody, z panem sprzedawcą i Aguniszelką, która się nawinęła.  I odeszłyśmy nie płacąc. Nie mam pojęcia, czy tak miało być, czy nie, ale policja nas nie ścignęła. Choć krążyła po siemiatyckich uliczkach. My to umiemy robić interesy. Tylko nie wiem, czy pan Robert powie po tym “interesy z wami to przyjemność”  Ale dosłał mi fotki na maila, to chyba się nie gniewa
W domku byłyśmy o 3.30, a na 8 do pracy. Znaczy Roszek, ja na szczęście zachorowałam.
To pa, do następnej Szpaczej wyprawy.

Related Images:

Udostępnij:
Oficjalny Fan Club Michała Szpaka | 2011 - 2018 - Wszystkie Prawa Zastrzeżone